-Kurwa
mać...- jęknęłam siadając na jedynym wolnym krześle postawionym
przy barze. Wokoło mnie było pełno ludzi, którzy zgniatali moje
pokiereszowane ciało i próbowali dobić płuca doszczętnie
zadymiając to pomieszczenie. Na dodatek muzyka puszczana w tym
miejscu raniła moje delikatne uszy, które prawdopodobnie były
jedyną częścią ciała, jaka została w stanie nienaruszonym po
dzisiejszej walce. Z nosa, ust i przecięcia na brzuchu sączyła mi
się krew, miałam podbite oko, a w głowie zaczynało mi szumieć,
przez co ledwo kontaktowałam. Skręcona kostka i złamany nadgarstek
też robiły swoje, dokładając mi kolejnych fal bólu.
-Siedź
spokojnie, zaraz zadzwonię po taksówkę to cię odwiezie do domu-
głos dziewczyny stojącej obok ledwo do mnie docierał.
-Żadnej
taksówki, w domu mnie zabiją.- jęknęłam opierając głowę o
brudny i klejący blat. Jedyne, o czym w tej chwili byłam w stanie
myśleć to to, jak bardzo będę miała przejebane po powrocie do
domu. Chester razem z żoną i bachorkami pojechali na wakacje,
uprzednio wymuszając na mnie obietnice dołączenia do nich w po
dwóch dniach, nie pakowania się w tym czasie w kłopoty, nie picia
i nie kłócenia się z Mikiem, który został w domu i który miał
im o wszystkim donosić co, jak dobrze wiedziałam będzie robił, z
racji tego, iż nienawidzi mnie, prawie tak samo mocno jak ja jego.
Bo może i ma cudowny głos i jest przystojny, ale przy tym potrafi
być tak tępy i wkurwiający, że czasem to aż mi go szkoda.
-No
to jak nie do domu, to do szpitala.- denerwująca mnie już powoli
dziewczyna, wzięła mnie pod ramię i zaczęła wyciągać z
zatłoczonego klubu. Każdy kolejny krok wydawał się coraz cięższy
do wykonania, gdyż noga zaczynała boleć z minuty na minutę
jeszcze bardziej. Dodatkowo nie pomagał fakt, że dookoła było
mnóstwo ludzi, którzy przepychali się i nie zwracali uwagi na nic,
co działo się dookoła nich, a ja zaczynałam coraz słabiej
kontaktować. Obraz przed oczami rozmywał się, okropna muzyka
przycichała, moje ręce i nogi stały się bezwładne...
-Alyssa
wstawaj.- męski lecz niewyraźny głos dotarł do mnie, odbijając
się echem w mojej obolałej głowie. Byłam w stanie słyszeć bicie
własnego serca, krzywiąc się przy tym, ponieważ nawet to nie było
w tej chwili przyjemnym dźwiękiem. Prawie nie czułam lewej ręki,
ani prawej nogi, za to brzuch nadrabiał za obie te części ciała,
kując i piekąc naraz.
Nieznacznie
poruszyłam powiekami, starając się je podnieść. Niestety wdawały
się ciężkie niczym z ołowiu, przez co uchylenie ich zajęło mi
sporo czasu i zdecydowanie uszczupliło moje mierne zapasy energii.
-Co
jest?- wychrypiałam widząc przed sobą rozmazaną twarz Mike'a,
którą od mojej dzieliła niewielka odległość - Wyjaśnisz mi co
się stało, bo nie pamiętam, żebym szła w stronę domu.
-To
ty byłaś w stanie wtedy iść?- zapytał drwiącym tonem siadając
bokiem na łóżku- Bo jak wezwali mnie do szpitala to nie wyglądałaś
mi na osobę, która może zrobić cokolwiek oprócz jęczenia z
bólu.
-Jakiego
szpitala?
-Normalnego.
Jakaś dziewczyna cię tam przywlokła, rzuciła pielęgniarce w
ramiona i spieprzyła, mówiąc że ma znaleźć w twojej komórce
numer do mnie i zadzwonić. Wystraszona babka tak zrobiła, dzięki
czemu o trzeciej w nocy byłem zmuszony zwlec się z łóżka i
przejechać pół miasta tylko po to, by odebrać cię od ludzi,
którzy wsadzili twoją nogę i rękę w gips, zaszyli dziurę na
brzuchu i wpakowali w ciebie masakryczne ilości środków
przeciwbólowych. Jak widać te specyfiki nie działają wiecznie, bo
nie wyglądasz jakby cię nic nie bolało.
Wypowiedź
Shinody przez długi czas krążyła w mojej głowie, z chwili na
chwile coraz bardziej uświadamiając mi w jakie gówno się
wpakowałam. Jeszcze nigdy nie trzeba było mnie zanosić do
szpitala, więc to, że tym razem tam trafiłam, świadczyło o mojej
totalnej głupocie, do której potrafiłam się teraz przyznać. No
bo kto normalny i przede wszystkim inteligentny, godzi się na walkę
z dziewczyną dwa razy większą i szerszą od siebie? Tylko ja tak
potrafię.
-Chester
mnie zje...- mruknęłam gdy tylko przypomniałam sobie twarz tego
łysego idioty, z którym mieszkałam. Wyrzuciłam go na tą zasraną
wieś, obiecując, że nic nie odwalę, a jak zawsze musiałam
wszystko spierdolić. Zazwyczaj nie obchodziło mnie to, że łamałam
dane obietnice, ale w tym wypadku akurat chciałam przynajmniej w
jakimś stopniu dotrzymać danego słowa. Doskonale wiedziałam, że
pójdę się bić, że się napiję, ale nie wiedziałam, że skończy
się to tak jak teraz.
-Nareszcie
powiedziałaś coś mądrego.- słowa brązowowłosego przerwały
moje rozmyślania
-Jak
zareagował?- zapytałam obojętnym tonem, czując jak utracona na
chwilę osobowość, zaczyna wracać.
-Nie
wie. Nie dzwoniłem do niego, on też nie dzwonił więc nie miał
jak się dowiedzieć, o tym że znowu zawaliłaś.
-Odpierdol
się.- próbowałam się podnieść, lecz rana na brzuchu mi to
uniemożliwiła- Tak naprawdę to to nie są twoje sprawy, bo nie
należysz do rodziny. Może i Chester traktuje cię jak brata, ale
dla mnie zdecydowanie nim nie jesteś, więc nie liczy się dla mnie
to co sądzisz o mnie i o moim zachowaniu.
-Doskonale
wiesz co sądzę o twoim zachowaniu, przecież my te nasze miłe
rozmowy prowadzimy od dawna, a ja jakoś przy zwracaniu się do
ciebie, wyłączam hamulce.- na koniec wypowiedzi obdarzył mnie
jednym ze sztuczniejszych uśmiechów, jakie w ogóle da się
wytworzyć.
Posłałam mu podobne skrzywienie warg, po czym odwróciłam się w stronę szafki nocnej. Stała tam tacka ze...śniadaniem?
-Skąd to się tutaj wzięło? Ty to zrobiłeś?- popatrzyłam zdziwiona, próbując odszukać jakąś podobną sytuację w moim życiu. Zdarzyło się ich kilka, ale zwykle to Chester przynosił mi śniadanie, bo tylko on nie miał w dupie tego czy zdechnę, czy jednak zapas jadu, który mam w sobie utrzyma mnie przy życiu.
-Nie, skrzaty domowe to tu przytargały.- Mike uderzył się dłonią w czoło i wstał po to by po chwili postawić obok mnie tacę, na której leżało, kilka najzwyklejszych tostów i kubek herbaty. Mój ukochany specyfik nie parował, więc spokojnie mogłam stwierdzić, że to co on mi tu serwuje, już chwilkę stoi w moim pokoju.
-Nie wiem czy wiesz, ale do zjedzenia czegokolwiek i nie udławienia się przy tym, trzeba znajdować się w pozycji pionowej. Jak widać do takowej mi daleko.- uśmiechnęłam się złośliwie. Humor zdecydowanie mi się polepszał.
-I że niby ja mam ci w tym pomóc?-skrzywił się dość mocno
-Uwierz, że jakbym potrafiła sama usiąść to bym to nie prosiłabym cię o pomoc. W przeciwieństwie do większości dziewczyn, nie chciałabym, żebyś gdziekolwiek mnie dotykał.
-Powiedziałaś, że gdybyś nie musiała to byś mnie nie prosiła... Tyle, że ja nie usłyszałem od ciebie słowa proszę.- zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się we mnie
-I nie usłyszysz, więc nawet nie radzę ci robić sobie nadziei- mruknęłam próbując się podnieść. Jednak jedyne co z tego miałam to coraz bardziej boląca rana na brzuchu, powoli uniemożliwiająca mi, poruszanie się. W pewnym momencie zauważyłam jak mężczyzna pochyla się w moją stronę. Oplótł mnie w pasie rękoma i jednym ruchem podniósł mnie od pozycji siedzącej.
-Nie musisz dziękować, nie ma za co.- odsunął się, zasiadając na krześle postawionym obok łóżka.
-Nawet nie zamierzałam- odwróciłam się w stronę tacy, nieudolnie sięgając po pierwszego z brzegu tosta. Przypieczona kanapka kilka razy wyleciała mi z trzęsącej się dłoni, ale w końcu trafiła do miejsca, do którego miała trafić.
-Powiedz mi jak ty chcesz tam do nich jutro lecieć, jak ty nawet kanapki zjeść nie potrafisz?
-Normalnie, nie zamierzam nigdzie lecieć.- wzruszyłam ramionami, nie zwracając uwagi na ból, jaki sprawiła mi ta czynność.
-Ale przed ich wyjazdem powiedziałaś że...
-Shinoda powiedz mi dlaczego ty i mój brat jesteście tak naiwni? To u was wrodzone?- przerwałam mu, po raz pierwszy od kilku minut zawieszając spojrzenie na jego twarzy- Jesteście jak małe dzieci, które uwierzą w każdą bajkę opowiedzianą przez dorosłego. Ja od początku nie zamierzałam nigdzie lecieć, a to, że wy daliście się nabrać na to co mówiłam, to już nie moja wina. Swoją drogą wmawiając wam te kłamstwa, zastanawiałam się jak osoby mające w sobie tak duże pokłady idiotyzmu, zdolne są do stąpania po tej Ziemi. Przecież wy powinniście już dawno wyginąć.- po tym stwierdzeniu Shinoda wyniósł się z mojego pokoju, na odchodne trzaskając drzwiami, które o mało co nie wyleciały z zawiasów. Popatrzyłam na drewniany przedmiot, na którym brązowowłosy starał się rozładować energię i, po raz kolejny dzisiejszego dnia, z bólem wzruszyłam ramionami, powracając do jedzenia tostów. Niestety, tę czynność ponownie mi przerwano, lecz tym razem musiałam odstawić posiłek, dzięki mojemu telefonowi, który, leżąc na szafce nocnej, brzęczał i wibrował, oznajmiając mi iż przyszła do mnie wiadomość. Zrezygnowana wychyliłam się nieznacznie i, starając się nie doprowadzić do spotkania mojego ciała z podłogą, sięgnęłam po świecącą komórkę, na ekranie której widniała żółta koperta. Odblokowałam klawiaturę i już chwilę później mogłam się zapoznać z treścią nadesłanego SMS-a. Nie była ona miła, bogata w szczegóły, czy pocieszająca, ale w sumie tego mogłam się spodziewać, po tym, jak opuściłam zaplecze baru bez jakiegokolwiek pożegnania.
Otóż zostałam "uprzejmie" poproszona, o stawienie się dzisiejszego wieczoru w barze, po to, by odebrać pieniądze za wygraną walkę, która, tak nawiasem mówiąc, prawdopodobnie była moją ostatnią. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle, a na dodatek w całym swoim życiu nie rzucałam w nikogo krzesłem, więc to, że zrobiłam to poprzedniego wieczoru, było delikatnym sygnałem do tego, by przerwać całe to przedstawienie.
Westchnęłam głośno patrząc na zegarek wyświetlający się na ekranie komórki. Informował mnie on iż była godzina 15, co oznaczało niewiele czasu na to, aby zebrać się i zdążyć do klubu, zanim, jak co wieczór, pojawi się tam masa ludzi. Zaciskając zęby, by nie krzyczeć z bólu, zaczęłam powoli zsuwać się z łóżka, którego tak na prawdę nie powinnam opuszczać, ze względu na stan zdrowotny w jakim się znajdowałam. Niestety, gdy już postawiłam stopę na miękkim dywanie pokrywającym moją podłogę, nie było odwrotu. Łapiąc się wszystkiego, włącznie ze ścianami, zaczęłam przemieszczać się w stronę łazienki, która, dzięki bogu, znajdowała się tylko kilka metrów dalej, więc, gdy do niej dotarłam, miałam jeszcze na tyle sił, by uwiesić się na brązowym blacie przed lustrem, ukazującym to, jak okropnie wyglądałam.
Moje czerwone włosy przypominały teraz gniazdo ptaka cierpiącego na ADHD, miałam rozwalony łuk brwiowy i dolną wargę, która malowniczo przyozdobiona była zaschniętą krwią. Na dodatek makijaż, pozostawiony na mojej twarzy, rozmazał się, przez co wyglądałam niczym panda na haju.
-Noo, nieźle zabalowałam.- mruknęłam, sięgając dłonią po chusteczki nasączone detergentami, zazwyczaj pomagającymi mi zmyć tapetę z twarzy. Zużyłam ich kilka, dokładnie wycierając czerwoną ciecz, znajdującą się nie tylko na moich ustach, aż w końcu mogłam powiedzieć, że doprowadziłam się do stanu, w którym można było na mnie patrzeć w ciemności i nie tracić wzroku.
Przy pomocy grzebienia poradziłam sobie z czerwonym sianem, wyrastającym ze skóry pokrywającej moją czaszkę. Teraz pozostawało mi tylko włożyć na siebie coś, czego nikt nie określiłby mianem piżamy i mogłam wychodzić, by po raz ostatni przekroczyć próg mojego miejsca pracy, którą miałam zamiar porzucić.
***
-Jak ja dawno tu nie byłem. Nic się ta melina nie zmieniła.- słowa stojącego za mną Mike'a ledwo dotarły do moich uszu, które zajęte były odbieraniem fatalnej i zdecydowanie zbyt głośnej muzyki, puszczanej w klubie Hunter, w którym teraz byliśmy. Główne pomieszczenie wypełnione było duszącym dymem papierosowym, produkowanym przez kilkunastu, już lekko nietrzeźwych, mężczyzn. Większość z nich zajmowała miejsca przy barze, po to, by nie musieć zbyt długo czekać na nowe porcje alkoholu. No, a poza tym, przecież barman zawsze wysłucha.- pomyślałam z ironią, przypominając sobie chwile, w których to ja spowiadałam się, podającemu trunki mężczyźnie.
-To ty tu kiedykolwiek w ogóle byłeś? Myślałam, że święty Mike nigdy w życiu, nawet nie pomyślałby, o wycieczce do miejsca, w którym zapięta pod szyję koszula nie jest obowiązkowa.- sarknęłam, przypominając sobie słowa Shinody, wypowiedziane przez niego na wejściu.
-Byłem tu, razem z Chesterem. Zbieraliśmy cię z baru, z którego zrobiłaś sobie łóżko. Oczywiście możesz tego nie pamiętać, wręcz dziwne byłoby to, gdybyś przypominała sobie sytuacje, podczas których nie wiedziałaśl jak się nazywasz.- uśmiechnął się wrednie, idąc w głąb pubu. Wyminął kilku osobników klasy niskiej i usiadł na wolnym stołku, odprawiając barmana machnięciem dłoni.
Ja zaś, przez następne kilka minut, starałam się dotrzeć na zaplecze, gdzie czekał na mnie szef klubu, który na mój widok prawie w ogóle nie zareagował. Jedynie machnął ręką, bym usiadła na fotelu i ponownie wrócił do czytania, jednego z wielu, świstków leżących przed nim, na czarnym biurku. Podeszłam bliżej, lecz nie usiadłam, doskonale wiedząc ile czasu potem zajmie mi wstawanie.
-Usiądź, proszę.
-Nie. Nie mogę, bo potem ciężko będzie z tym, żeby mnie podnieść z tego fotela.- nareszcie zwróciłam na siebie uwagę, łysego mężczyzny w garniturze, którego imię było mi nieznane. Popatrzył na mnie, nawet nie starając się ukryć wrogości, którą zaczęłam mu się odpłacać, pokazując tym, że się go nie boję.
-Twoja wypłata.- wyciągnął w moją stronę dłoń, z wypchaną, szarą kopertą- Dwa tysiące.
-Co kurwa!?- krzyknęłam oburzona, prawie czując prędkość, z jaką wściekłość rozprzestrzeniała się po moim ciele.- Jakie dwa tysiące, umawialiśmy się na trzy i pół!
-Tak, ale walka była niezgodna z zasadami.
-To tu są kurwa jakieś zasady!?- sarknęłam odbierając kopertę- To nie gala boksu, tylko zaplecze klubu, na którym ludzie napieprzają się za kasę. Ja jestem jedną z nich i odkąd pamiętam, jedyną zasadą wpajaną nam wszystkim było to, że mamy wygrać.
-Wiem, ale macie wygrać bez, używania przedmiotów martwych. A ty rzuciłaś w swoją przeciwniczkę krzesłem. To jest przedmiot martwy.- uśmiechnął się sztucznie, a ja wzięłam głęboki oddech i zaciskając zęby, zaczęłam iść, w kierunku wyjścia.
-A i jeszcze jedno. Odchodzę.- powiedziałam, zamykając za sobą drzwi, których nie planowałam ponownie otwierać. Z uśmiechem satysfakcji na ustach, ruszyłam do miejsca, w którym zostawiłam Shinodę. Nadal tam siedział, a widząc mnie, zerwał się z miejsca, prawdopodobnie paląc się do wyjścia.-Nigdzie jeszcze nie idziemy, więc radzę ci ponownie usiąść.- mruknęłam, siadając na krzesło, stojące obok miejsca zajmowanego przez brązowowłosego.
-Wisky raz dwa.- powiedziałam opierając się o blat, pokryty substancjami, których powchodzenia nie znałam i nie chciałam poznać.
-Ja nie piję.- sprzeciw Shinody sprawił, że zaczęłam się śmiać, przez co wszyscy ci popaprańcy dookoła, zaczęli gapić się na mnie jak na ufo.
-Ty, nie pijesz? A przepraszam cię bardzo, co robiłeś przez ostatnie kilka miesięcy? Bo mi się wydaje, że starałeś się pilnować tego, żeby przypadkiem, nie wytrzeźwieć.- sięgnęłam po kieliszek, którego zawartość wypiłam, jednym łykiem. Brązowa, gorzka ciecz, rozpaliła mój przełyk i żołądek, powodując pojawienie się wypieków, na policzkach.
-Jak...
-Normalnie. Mam oczy, uszy i w przeciwieństwie do ciebie mózg, więc widząc, że wódka z barku znika, czując od ciebie smród alkoholu i słuchając zamartwiającego się Chestera, potrafiłam wyciągnąć odpowiednie wnioski. A poza tym, kilka razy zdarzyło ci się zapomnieć zamknąć drzwi od swojego pokoju.- podsunęłam ręką kieliszek w jego stronę, uważając na to by nie wylać ani kropli.
-Zrozum mi się wtedy wszystko zawaliło, ja...
-Uwierz, nie obchodzi mnie to.- przerwałam mu, zamawiając kolejną porcję alkoholu, która tego wieczoru, nie była naszą ostatnią.
Co chwile barman wypełniał nasze kieliszki, a my posłusznie je opróżnialiśmy, z każdym z nich, zaczynając się otwierać coraz bardziej. Po którymś tam z kolei, rozmawialiśmy ze sobą, już w miarę normalnie, co w naszym przypadku, nigdy się jeszcze nie zdarzyło.
-Chyba powinniśmy już wracać.-mruknęłam niewyraźnie, po długim czasie odczytywania godziny, z zegarka w telefonie.
-Zostańmy jeszcze.- Shinoda wychylił kolejny kieliszek. Był zdecydowanie piany i średnio wiedział co się dzieje, przez co tym razem to ja musiałam wyprowadzać go z zatłoczonego pubu. Na taksówkę czekaliśmy kilkanaście minut, marznąc i trzęsąc się. Ludzie dookoła nas, przewracali się, wymiotowali i śpiewali, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu iż wcale nie jesteśmy aż tak piani. My przy nich byliśmy delikatnie nietrzeźwi.
-Shinoda, taksówka przyjechała.- szturchnęłam mężczyznę, widząc żółty pojazd, nadjeżdżający w naszym kierunku. Pomachałam kierowcy, który widząc w jakim jesteśmy stanie, wysiadł i pomógł nam dostać się do środka pojazdu, w którym brązowooki rozłożył się jak król. Przez całą podróż śpiewał pod nosem własne piosenki, czym doprowadzał mnie do szału, bo o ile studyjne wykonania były piękne, o tyle to co wydawał z siebie teraz było pijackim buczeniem, którego nie dało się słuchać. Nie przerwał go nawet wtedy, gdy byliśmy już w domu.-Do kurwy nędzy proszę cię przestań! Próbuję ci pomóc.- potrząsnęłam nim, mocno, po czym widząc, iż się uspokoił, ponownie przystąpiłam do rozpinania jego kurtki, ponieważ sam nie był w stanie tego zrobić. Mi też szumiało w głowie i średnio ogarniałam to co się działo dookoła, ale jednak byłam w lepszym stanie niż on.
-Dlaczego ty mnie rozbierasz?
-Ja cię nie rozbieram, ja ci tylko zdejmuję kurtkę.-mruknęłam, szamocząc się z zamkiem, który jak na złość nie chciał się rozpiąć.
-Nie, ty mnie rozbierasz. Lecisz na mnie.- przesunął się w moją stronę, przypierając mnie do poręczy schodów. Oparł się o moje ręce, zabierając mi jakąkolwiek możliwość obrony.
-Puść mnie, jesteś pijany...
-Ty też.- powiedział i bez żadnego wytłumaczenia zaczął mnie całować. Jego ciepłe usta przywarły do moich, a ręce, powędrowały na moje plecy i głowę. Smakował alkoholem, lecz pachniał zupełnie inaczej, Przyjemnie. I właśnie to sprawiło, że przestałam się mu opierać, a zaczęłam oddawać pocałunki, zatracając się w nich. Nie obchodziło mnie w tej chwili nic więcej.
_______________________________________________________________________
Jest i rozdział trzeci. Gorszy od dwóch poprzednich i to zdecydowanie. No ale tak to jest jak się ma pomysł w głowie, ale się nie wie jak go opisać.
Przepraszam za wszystkie błędy i wgl. postaram się, żebyście następny mogły nazwać lepiej niż ten. Dziękuję za komentarze do poprzedniego rozdziału, cieszyłam się jakbym na haju była, więc i tym razem baaaardzo proszę o wyrażenie swojej opinii, za którą nie zamierzam nikogo zabijać. Krytykujcie, zjedźcie to, pochwalcie- napiszcie co chcecie. Dziękuję i przepraszam.
Posłałam mu podobne skrzywienie warg, po czym odwróciłam się w stronę szafki nocnej. Stała tam tacka ze...śniadaniem?
-Skąd to się tutaj wzięło? Ty to zrobiłeś?- popatrzyłam zdziwiona, próbując odszukać jakąś podobną sytuację w moim życiu. Zdarzyło się ich kilka, ale zwykle to Chester przynosił mi śniadanie, bo tylko on nie miał w dupie tego czy zdechnę, czy jednak zapas jadu, który mam w sobie utrzyma mnie przy życiu.
-Nie, skrzaty domowe to tu przytargały.- Mike uderzył się dłonią w czoło i wstał po to by po chwili postawić obok mnie tacę, na której leżało, kilka najzwyklejszych tostów i kubek herbaty. Mój ukochany specyfik nie parował, więc spokojnie mogłam stwierdzić, że to co on mi tu serwuje, już chwilkę stoi w moim pokoju.
-Nie wiem czy wiesz, ale do zjedzenia czegokolwiek i nie udławienia się przy tym, trzeba znajdować się w pozycji pionowej. Jak widać do takowej mi daleko.- uśmiechnęłam się złośliwie. Humor zdecydowanie mi się polepszał.
-I że niby ja mam ci w tym pomóc?-skrzywił się dość mocno
-Uwierz, że jakbym potrafiła sama usiąść to bym to nie prosiłabym cię o pomoc. W przeciwieństwie do większości dziewczyn, nie chciałabym, żebyś gdziekolwiek mnie dotykał.
-Powiedziałaś, że gdybyś nie musiała to byś mnie nie prosiła... Tyle, że ja nie usłyszałem od ciebie słowa proszę.- zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się we mnie
-I nie usłyszysz, więc nawet nie radzę ci robić sobie nadziei- mruknęłam próbując się podnieść. Jednak jedyne co z tego miałam to coraz bardziej boląca rana na brzuchu, powoli uniemożliwiająca mi, poruszanie się. W pewnym momencie zauważyłam jak mężczyzna pochyla się w moją stronę. Oplótł mnie w pasie rękoma i jednym ruchem podniósł mnie od pozycji siedzącej.
-Nie musisz dziękować, nie ma za co.- odsunął się, zasiadając na krześle postawionym obok łóżka.
-Nawet nie zamierzałam- odwróciłam się w stronę tacy, nieudolnie sięgając po pierwszego z brzegu tosta. Przypieczona kanapka kilka razy wyleciała mi z trzęsącej się dłoni, ale w końcu trafiła do miejsca, do którego miała trafić.
-Powiedz mi jak ty chcesz tam do nich jutro lecieć, jak ty nawet kanapki zjeść nie potrafisz?
-Normalnie, nie zamierzam nigdzie lecieć.- wzruszyłam ramionami, nie zwracając uwagi na ból, jaki sprawiła mi ta czynność.
-Ale przed ich wyjazdem powiedziałaś że...
-Shinoda powiedz mi dlaczego ty i mój brat jesteście tak naiwni? To u was wrodzone?- przerwałam mu, po raz pierwszy od kilku minut zawieszając spojrzenie na jego twarzy- Jesteście jak małe dzieci, które uwierzą w każdą bajkę opowiedzianą przez dorosłego. Ja od początku nie zamierzałam nigdzie lecieć, a to, że wy daliście się nabrać na to co mówiłam, to już nie moja wina. Swoją drogą wmawiając wam te kłamstwa, zastanawiałam się jak osoby mające w sobie tak duże pokłady idiotyzmu, zdolne są do stąpania po tej Ziemi. Przecież wy powinniście już dawno wyginąć.- po tym stwierdzeniu Shinoda wyniósł się z mojego pokoju, na odchodne trzaskając drzwiami, które o mało co nie wyleciały z zawiasów. Popatrzyłam na drewniany przedmiot, na którym brązowowłosy starał się rozładować energię i, po raz kolejny dzisiejszego dnia, z bólem wzruszyłam ramionami, powracając do jedzenia tostów. Niestety, tę czynność ponownie mi przerwano, lecz tym razem musiałam odstawić posiłek, dzięki mojemu telefonowi, który, leżąc na szafce nocnej, brzęczał i wibrował, oznajmiając mi iż przyszła do mnie wiadomość. Zrezygnowana wychyliłam się nieznacznie i, starając się nie doprowadzić do spotkania mojego ciała z podłogą, sięgnęłam po świecącą komórkę, na ekranie której widniała żółta koperta. Odblokowałam klawiaturę i już chwilę później mogłam się zapoznać z treścią nadesłanego SMS-a. Nie była ona miła, bogata w szczegóły, czy pocieszająca, ale w sumie tego mogłam się spodziewać, po tym, jak opuściłam zaplecze baru bez jakiegokolwiek pożegnania.
Otóż zostałam "uprzejmie" poproszona, o stawienie się dzisiejszego wieczoru w barze, po to, by odebrać pieniądze za wygraną walkę, która, tak nawiasem mówiąc, prawdopodobnie była moją ostatnią. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle, a na dodatek w całym swoim życiu nie rzucałam w nikogo krzesłem, więc to, że zrobiłam to poprzedniego wieczoru, było delikatnym sygnałem do tego, by przerwać całe to przedstawienie.
Westchnęłam głośno patrząc na zegarek wyświetlający się na ekranie komórki. Informował mnie on iż była godzina 15, co oznaczało niewiele czasu na to, aby zebrać się i zdążyć do klubu, zanim, jak co wieczór, pojawi się tam masa ludzi. Zaciskając zęby, by nie krzyczeć z bólu, zaczęłam powoli zsuwać się z łóżka, którego tak na prawdę nie powinnam opuszczać, ze względu na stan zdrowotny w jakim się znajdowałam. Niestety, gdy już postawiłam stopę na miękkim dywanie pokrywającym moją podłogę, nie było odwrotu. Łapiąc się wszystkiego, włącznie ze ścianami, zaczęłam przemieszczać się w stronę łazienki, która, dzięki bogu, znajdowała się tylko kilka metrów dalej, więc, gdy do niej dotarłam, miałam jeszcze na tyle sił, by uwiesić się na brązowym blacie przed lustrem, ukazującym to, jak okropnie wyglądałam.
Moje czerwone włosy przypominały teraz gniazdo ptaka cierpiącego na ADHD, miałam rozwalony łuk brwiowy i dolną wargę, która malowniczo przyozdobiona była zaschniętą krwią. Na dodatek makijaż, pozostawiony na mojej twarzy, rozmazał się, przez co wyglądałam niczym panda na haju.
-Noo, nieźle zabalowałam.- mruknęłam, sięgając dłonią po chusteczki nasączone detergentami, zazwyczaj pomagającymi mi zmyć tapetę z twarzy. Zużyłam ich kilka, dokładnie wycierając czerwoną ciecz, znajdującą się nie tylko na moich ustach, aż w końcu mogłam powiedzieć, że doprowadziłam się do stanu, w którym można było na mnie patrzeć w ciemności i nie tracić wzroku.
Przy pomocy grzebienia poradziłam sobie z czerwonym sianem, wyrastającym ze skóry pokrywającej moją czaszkę. Teraz pozostawało mi tylko włożyć na siebie coś, czego nikt nie określiłby mianem piżamy i mogłam wychodzić, by po raz ostatni przekroczyć próg mojego miejsca pracy, którą miałam zamiar porzucić.
***
-Jak ja dawno tu nie byłem. Nic się ta melina nie zmieniła.- słowa stojącego za mną Mike'a ledwo dotarły do moich uszu, które zajęte były odbieraniem fatalnej i zdecydowanie zbyt głośnej muzyki, puszczanej w klubie Hunter, w którym teraz byliśmy. Główne pomieszczenie wypełnione było duszącym dymem papierosowym, produkowanym przez kilkunastu, już lekko nietrzeźwych, mężczyzn. Większość z nich zajmowała miejsca przy barze, po to, by nie musieć zbyt długo czekać na nowe porcje alkoholu. No, a poza tym, przecież barman zawsze wysłucha.- pomyślałam z ironią, przypominając sobie chwile, w których to ja spowiadałam się, podającemu trunki mężczyźnie.
-To ty tu kiedykolwiek w ogóle byłeś? Myślałam, że święty Mike nigdy w życiu, nawet nie pomyślałby, o wycieczce do miejsca, w którym zapięta pod szyję koszula nie jest obowiązkowa.- sarknęłam, przypominając sobie słowa Shinody, wypowiedziane przez niego na wejściu.
-Byłem tu, razem z Chesterem. Zbieraliśmy cię z baru, z którego zrobiłaś sobie łóżko. Oczywiście możesz tego nie pamiętać, wręcz dziwne byłoby to, gdybyś przypominała sobie sytuacje, podczas których nie wiedziałaśl jak się nazywasz.- uśmiechnął się wrednie, idąc w głąb pubu. Wyminął kilku osobników klasy niskiej i usiadł na wolnym stołku, odprawiając barmana machnięciem dłoni.
Ja zaś, przez następne kilka minut, starałam się dotrzeć na zaplecze, gdzie czekał na mnie szef klubu, który na mój widok prawie w ogóle nie zareagował. Jedynie machnął ręką, bym usiadła na fotelu i ponownie wrócił do czytania, jednego z wielu, świstków leżących przed nim, na czarnym biurku. Podeszłam bliżej, lecz nie usiadłam, doskonale wiedząc ile czasu potem zajmie mi wstawanie.
-Usiądź, proszę.
-Nie. Nie mogę, bo potem ciężko będzie z tym, żeby mnie podnieść z tego fotela.- nareszcie zwróciłam na siebie uwagę, łysego mężczyzny w garniturze, którego imię było mi nieznane. Popatrzył na mnie, nawet nie starając się ukryć wrogości, którą zaczęłam mu się odpłacać, pokazując tym, że się go nie boję.
-Twoja wypłata.- wyciągnął w moją stronę dłoń, z wypchaną, szarą kopertą- Dwa tysiące.
-Co kurwa!?- krzyknęłam oburzona, prawie czując prędkość, z jaką wściekłość rozprzestrzeniała się po moim ciele.- Jakie dwa tysiące, umawialiśmy się na trzy i pół!
-Tak, ale walka była niezgodna z zasadami.
-To tu są kurwa jakieś zasady!?- sarknęłam odbierając kopertę- To nie gala boksu, tylko zaplecze klubu, na którym ludzie napieprzają się za kasę. Ja jestem jedną z nich i odkąd pamiętam, jedyną zasadą wpajaną nam wszystkim było to, że mamy wygrać.
-Wiem, ale macie wygrać bez, używania przedmiotów martwych. A ty rzuciłaś w swoją przeciwniczkę krzesłem. To jest przedmiot martwy.- uśmiechnął się sztucznie, a ja wzięłam głęboki oddech i zaciskając zęby, zaczęłam iść, w kierunku wyjścia.
-A i jeszcze jedno. Odchodzę.- powiedziałam, zamykając za sobą drzwi, których nie planowałam ponownie otwierać. Z uśmiechem satysfakcji na ustach, ruszyłam do miejsca, w którym zostawiłam Shinodę. Nadal tam siedział, a widząc mnie, zerwał się z miejsca, prawdopodobnie paląc się do wyjścia.-Nigdzie jeszcze nie idziemy, więc radzę ci ponownie usiąść.- mruknęłam, siadając na krzesło, stojące obok miejsca zajmowanego przez brązowowłosego.
-Wisky raz dwa.- powiedziałam opierając się o blat, pokryty substancjami, których powchodzenia nie znałam i nie chciałam poznać.
-Ja nie piję.- sprzeciw Shinody sprawił, że zaczęłam się śmiać, przez co wszyscy ci popaprańcy dookoła, zaczęli gapić się na mnie jak na ufo.
-Ty, nie pijesz? A przepraszam cię bardzo, co robiłeś przez ostatnie kilka miesięcy? Bo mi się wydaje, że starałeś się pilnować tego, żeby przypadkiem, nie wytrzeźwieć.- sięgnęłam po kieliszek, którego zawartość wypiłam, jednym łykiem. Brązowa, gorzka ciecz, rozpaliła mój przełyk i żołądek, powodując pojawienie się wypieków, na policzkach.
-Jak...
-Normalnie. Mam oczy, uszy i w przeciwieństwie do ciebie mózg, więc widząc, że wódka z barku znika, czując od ciebie smród alkoholu i słuchając zamartwiającego się Chestera, potrafiłam wyciągnąć odpowiednie wnioski. A poza tym, kilka razy zdarzyło ci się zapomnieć zamknąć drzwi od swojego pokoju.- podsunęłam ręką kieliszek w jego stronę, uważając na to by nie wylać ani kropli.
-Zrozum mi się wtedy wszystko zawaliło, ja...
-Uwierz, nie obchodzi mnie to.- przerwałam mu, zamawiając kolejną porcję alkoholu, która tego wieczoru, nie była naszą ostatnią.
Co chwile barman wypełniał nasze kieliszki, a my posłusznie je opróżnialiśmy, z każdym z nich, zaczynając się otwierać coraz bardziej. Po którymś tam z kolei, rozmawialiśmy ze sobą, już w miarę normalnie, co w naszym przypadku, nigdy się jeszcze nie zdarzyło.
-Chyba powinniśmy już wracać.-mruknęłam niewyraźnie, po długim czasie odczytywania godziny, z zegarka w telefonie.
-Zostańmy jeszcze.- Shinoda wychylił kolejny kieliszek. Był zdecydowanie piany i średnio wiedział co się dzieje, przez co tym razem to ja musiałam wyprowadzać go z zatłoczonego pubu. Na taksówkę czekaliśmy kilkanaście minut, marznąc i trzęsąc się. Ludzie dookoła nas, przewracali się, wymiotowali i śpiewali, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu iż wcale nie jesteśmy aż tak piani. My przy nich byliśmy delikatnie nietrzeźwi.
-Shinoda, taksówka przyjechała.- szturchnęłam mężczyznę, widząc żółty pojazd, nadjeżdżający w naszym kierunku. Pomachałam kierowcy, który widząc w jakim jesteśmy stanie, wysiadł i pomógł nam dostać się do środka pojazdu, w którym brązowooki rozłożył się jak król. Przez całą podróż śpiewał pod nosem własne piosenki, czym doprowadzał mnie do szału, bo o ile studyjne wykonania były piękne, o tyle to co wydawał z siebie teraz było pijackim buczeniem, którego nie dało się słuchać. Nie przerwał go nawet wtedy, gdy byliśmy już w domu.-Do kurwy nędzy proszę cię przestań! Próbuję ci pomóc.- potrząsnęłam nim, mocno, po czym widząc, iż się uspokoił, ponownie przystąpiłam do rozpinania jego kurtki, ponieważ sam nie był w stanie tego zrobić. Mi też szumiało w głowie i średnio ogarniałam to co się działo dookoła, ale jednak byłam w lepszym stanie niż on.
-Dlaczego ty mnie rozbierasz?
-Ja cię nie rozbieram, ja ci tylko zdejmuję kurtkę.-mruknęłam, szamocząc się z zamkiem, który jak na złość nie chciał się rozpiąć.
-Nie, ty mnie rozbierasz. Lecisz na mnie.- przesunął się w moją stronę, przypierając mnie do poręczy schodów. Oparł się o moje ręce, zabierając mi jakąkolwiek możliwość obrony.
-Puść mnie, jesteś pijany...
-Ty też.- powiedział i bez żadnego wytłumaczenia zaczął mnie całować. Jego ciepłe usta przywarły do moich, a ręce, powędrowały na moje plecy i głowę. Smakował alkoholem, lecz pachniał zupełnie inaczej, Przyjemnie. I właśnie to sprawiło, że przestałam się mu opierać, a zaczęłam oddawać pocałunki, zatracając się w nich. Nie obchodziło mnie w tej chwili nic więcej.
_______________________________________________________________________
Jest i rozdział trzeci. Gorszy od dwóch poprzednich i to zdecydowanie. No ale tak to jest jak się ma pomysł w głowie, ale się nie wie jak go opisać.
Przepraszam za wszystkie błędy i wgl. postaram się, żebyście następny mogły nazwać lepiej niż ten. Dziękuję za komentarze do poprzedniego rozdziału, cieszyłam się jakbym na haju była, więc i tym razem baaaardzo proszę o wyrażenie swojej opinii, za którą nie zamierzam nikogo zabijać. Krytykujcie, zjedźcie to, pochwalcie- napiszcie co chcecie. Dziękuję i przepraszam.
TAAAAAAAAAAAK NARESZCIE KSAJNSIJBCERIUCBDIEUBCEDIHCBEIHDECBDEIHCBUEYCBEUYBCDEUYCBERUYCERBCRYEU POSZLA DO LOZKA Z SHINOOOOODAAAAAAAA AAAAAAAA KEJNCREICBERIHCB<3333333333
OdpowiedzUsuńA poza tym, to twoja interpunkcja mnie dobija skarbie, serio.
Mimo wszysto i tak kocham. :3 i ten tekst Mike'a 'lecisz na mnie' hahahaha, perfect, no ale w sumie to czy jest ktos na swiecie (oprocz mojej mamy, ale to sie nie liczy, ona jest slepa) ktora na niego nie leci?
WSZYSCY LECA NA SHINODE KAABOOM!
Szkoda tylko, ze prawdopodobnie jak szybko wyladowali w lozku tak szybko Shinoda z niego wyleci. :D
Jeeeej, jestem pierwsze, fuck yeah! :3
OdpowiedzUsuńPijany Shinoda, o ludzie, hahaha, lubię to szczerze mówiąc. XD Końcówka jest najlepsza. :DDDD
OdpowiedzUsuńZmusiłaś moją wyobraźnię do pracy, bo mój wyidealizowany obraz Shinody nie przewiduje go w opcji pijanej i to jeszcze w takiej akcji jak na końcu ^^
OdpowiedzUsuńFajnie się to czyta, aczkolwiek interpunkcja troszke... no ale co ja będe mówić, ja sama nie umiem dobrze napisać:P
Całkiem ciekawe, więc będe czytać dalej.
pozdrawiam i życze weny, bluemonster.
Spoko, ciocia Kam sie jej przecinkami zajmie. :D
UsuńJeest czekałam, super !! :P
OdpowiedzUsuńTo teraz moja kolei : kjlbsdkcjblfabsdkvjblkjvbdalsvjkbdlvkjba !!! *_*
OdpowiedzUsuńI przestań marudzić, że to złe! Bo to genialne! Kurde, ona jest niezła. Dać sobie obić tak pysk i w ogóle ciało, że aż do szpitala ją wywieźli. I jeszcze mogła chodzić O.O Nie rozumiem tych, co tak serio robią... W ogóle te dialogi między nią, a Shinodą to super są! Haha, tak jadą po sobie równo ;D Podoba mi się wredny Mike ];-> A ta końcówka to miażdży ^^ "Nie. Ty mnie rozbierasz." Hahhaah, w stylu "mów co chcesz, ale ja i tak wiem lepiej" xDD
Czekam na następnyyyy! ♥
GŁUPIA JESTEŚ. Haha. Dobra, wybacz. Może niepewna siebie lepiej. :D rozdział świetny, zdecydowanie najlepszy z tych trzech. Nie wiem, co takiego jest w Twoim opowiadaniu, ale bardzo się do niego przywiązałam i szczerze je uwielbiam. No i Mike :3 yaaay! To takie słodkie!!
OdpowiedzUsuńTak ps. Jedna jedyna rzecz, jaka mnie lekko drażni - pijana i ogólnie jakieś tam błędy, ale na początku zawsze tak jest. Albo się po prostu nie zauważa. :D
Ok. Czekam na kolejny <3
I zapraszam - bennodaforeverinourhearts
Ok! Dziękuję Wam za komentarze, za wytrwanie w czytaniu tego i wgl. za wiarę, iż będzie to lepsze. Jesteście zajebiste. A błędy poprawię i postaram się też, następny rozdział, dodać bez nich :D Dziękuję :*
OdpowiedzUsuńto jest świetne, serio ;d moment z pocałunkiem cudowny *.*
OdpowiedzUsuńaa... nawiązując do poprzedniego rozdziału, tekst "powiedzieć, że ja jej nie lubię to tak jakby stwierdzić że Shinoda jest przystojny, a to jest cholernym niedomówieniem" jest zdecydowanie moim ulubionym. bokiebokieboskie ;d
będę tu wpadać, dodaję do obserwowanych : )
i zapraszam do mnie, jest jedna Bennoda, jeżeli masz ochotę poczytać ;>
icutyououtnowsetmefree.blogspot.com
cvdfonmsfdjbwoawjwe pocałowali się! *___________* weeeź, wcale nie jest zły, jest zajebisty!
OdpowiedzUsuńciężko mi było wyobrazić sobie pijanego Shinodę ale udało mi się... i polałam XD a zwłaszcza jak śpiewał, czy buczał, lol xD
w każdym razie, zajebiste, super, cudne i w ogóle takie asdfghjkl *-* chcę już 4! <3
O ja... PIERDOLE!
OdpowiedzUsuńOd początku miałam przeczucie że Shinoda i ona będą razem, to było nieuniknione, ale ja po prostu kocham tak zepsute, erotyczne momenty, cóż - jestem zboczuchem, więc nie mogłam wytrzymać *____* Nie mogłam z tych piosenek w aucie, no proszę - pijany Shinoda? Facet, który uchodzi za mój wzór czystości? Coś czuję, ze nieźle rozwiniesz ten wątek i strasznie podoba mi się do, że Alyssa ma czerwone włosy xD Co do stylu pisania jest świetnie, bezpośrednio, ale jednak z tym "czymś". Moja wyobraźnia teraz szaleje, a jestem kiepska w pisaniu długich komentarzy, chyba myślę że ujdzie.
Pozdrawiam :*